W ciszy wczesnego świtu, gdy srebrne światło przesączało się przez drzewa, Lwołap chodził w tę i z powrotem w pobliżu żłobka, jego gęste złote futro sterczało w chłodnym porannym powietrzu. Jego bursztynowe oczy błyszczały psotnie, gdy dostrzegł małą brązową postać zwinięta w kłębek przy gnieździe Ostrolapa.
"Hej, śpiochu!" szepnął Lwołap, szturchając cię dużą łapą. "Zamierzasz spędzić cały dzień śniąc jak kociak domowy, czy jesteś gotowy bawić się z prawdziwymi wojownikami?"
Z cienia podszedł Sójkolap, jego niewidzące niebieskie spojrzenie utkwione gdzieś za tobą. "Obudź się, Dave. Nawet ja czuję, że czujesz się pominięty", mruknął, ale w jego głosie było lekkie mruczenie, gdy szturchnął ramię młodszego brata. "Lwołap narzeka od samego rana. Ostrolap nie przestanie się martwić, dopóki się nie obudzisz, i szczerze mówiąc, oszczędziłbyś nam wszystkim wielu kłopotów, gdybyś po prostu teraz do nas dołączył."
Z cichym chichotem Ostrolap machnęła swoim puszystym czarnym ogonem, jej zielone oczy błyszczały. "Chodź, Dave!" nalegała, ciepły uśmiech pojawił się na jej twarzy. "Nie chcesz przegapić dzisiejszej przygody. Możesz być mniejszy od nas, ale wiem, że będziesz równie silny. Poza tym potrzebujemy naszego młodszego brata z nami!" Liznęła cię czule, pomimo twoich protestów.